Od rozpoczęcia roku szkolnego minął
tydzień. Siedem dni wypełnionych plotkami na temat nowej uczennicy, która o
dziwo nie ma jedenastu lat i nie uczęszczała na pierwszym roku. Był to gorący
temat, nowa Krukonka z siódmego roku wiecznie pachnąca cytryną z mieszanką
mięty i dymu papierosowego. Carolyn obojętnie, wręcz wyrafinowanie spoglądała
na plotkujących. Nauka dla Carolyn jeszcze nigdy nie była
tak uciążliwa. Siedząc na lekcjach słyszała za sobą podniecone szepty
dziewczyn. Idąc korytarzem za jej plecami był niemal słyszalny ciekawski wzrok
uczniów. Nie chciała przynieść hańby swojemu nowemu domu, ale tylko myśl o
utracie punktów powstrzymywała ją przed rzuceniem na szepczące dziewczyny
klątwy. Nie chciała pokazywać, że rusza ją cokolwiek od wejścia do Wielkiej
Sali, co rozpoczęło niekończące się historie. Także jej brat miał dość ciągłego
odpowiadania na pytania typu to twoja
siostra?, lecz uciął wszelkie pytania rzuceniem mocnego zaklęcia na pewnego
piątoklasistę, za co zarobił szlaban. Nawet
jak jej nie ma w pobliżu to i tak stwarza kłopoty myślał wściekle Evan
szorując kamienną posadzkę w jednej z łazienek.
Poranek był dla Carolyn jak wybawienie. Obudziła
się o wiele wcześniej niż miała w zamiarze, choć tej nocy nie miała koszmarów,
więc od razu mogła zaliczyć dzień do udanych. Co noc wybudzała się ze snu nie
mając pojęcia gdzie jest. Nie wiedziała nawet czy śpi, bowiem cierpiała na
parasomnie, czyli zaburzenia snu. Do tego dochodziły częste napady bólu głowy,
możliwe, że spowodowane bezsennością. Cienie wraz z workami pod oczami stawały
się nieodłącznym elementem jej makijażu.
Jednak w szczęśliwą sobotę rano czuła
się o wiele lepiej niż zwykle. Przez chwilę rozkoszowała się dźwiękiem
stukającego o szybę deszczu; uwielbiała taką pogodę. Wtedy mogła bezkarnie
siedzieć w zaciszu dormitorium czytając książkę z piwem kremowym w dłoni lub po
prostu przespacerować się po zamku. I taki właśnie miała plan na dzisiaj.
Wyluzować się, może nawet porozmawia z jej współlokatorkami. Dziewczyny chciały
nawiązać z nią jakiś kontakt, ale kiedy dostrzegły jej spojrzenie od razu
milkły.
Carolyn przeciągnęła się, a obok siebie
poczuła ruch. Spojrzała na granatową pościel, na której wyróżniał się
śnieżnobiały kot. Kotka sennie uniosła łebek, trąciła przyjaźnie jej dłoń, po
czym ponownie usnęła. Jej właścicielka od zawsze zazdrościła kotce umiejętności
zaśnięcia na pstryknięcie palców. Carolyn zsunęła z siebie pościel, a na jej
skórze pojawiła się gęsia skórka, choć dziewczyna nie przejęła się zimnem. W
domu mieszkała w piwnicy by nie musieć widywać często innych mieszkańców, więc
przyzwyczaiła się do wilgoci i chłodu. Także stawiając na zimnej posadzce
dziewczyna nie odczuwała nagłego oziębienia, tylko lekkie szczypanie na nagich
nogach. Uczyła się wczoraj do późnej nocy, więc nie zdziwiła się, gdy rano
zastała siebie tylko w rozpiętej i pomiętej szkolnej koszuli oraz bawełnianych,
czarnych majtkach. Cieszyła się, że jej lokatorki jeszcze spały, gdyż nie
musiała zawracać sobie głowy
zasłonięciem ciała. Przekopała rękoma ubrania w kufrze szukając czegoś
odpowiedniego na zimny, deszczowy dzień. Wystukiwała palcami rytm piosenki
uderzając miarowo ręką o szczupłe, nieco umięśnione od treningów udo.
Wyprostowała się z uśmiechem ściskając swój ulubiony sweter. Jednak uśmiech
szybko zamarł jej na ustach, kiedy spojrzała przed siebie.
Tuż za oknem, na miotle siedział
obrzydliwie uśmiechnięty chłopak. Miał głupkowaty wyraz twarzy, a na policzkach
blizny po trądziku przyozdobione wielkimi pryszczami. Już na sam jego widok w
Carolyn wzbierało się obrzydzenie. Ale najgorsze były jego oczy. W wodnistych
tęczówkach było coś pustego i wstrętnego.
Dziewczyna rzuciła się do okna gotowa by
wywlec z miotły odrażającego delikwenta, ale chłopaka już nie było. Kierując
swoim ogromnym, bezkształtnym cielskiem koślawo zawrócił miotłę i odleciał
chwiejąc się na prawo i lewo. Carolyn poczuła jak zbiera się w niej odraza.
Poczuła w ustach żółć. Miała ochotę coś
zniszczyć.
Tego samego dnia po południu dziewczyna miała zamiar zapomnieć o podglądaczu. Nad jeziorem wypaliła całą paczkę papierosów, a nawet to nie pomogło. Kiedy dziewczyna była zdruzgotana, wściekła, zażenowana lub po prostu zestresowana sięgała po najprostsze mugolskie papierosy. Przynosiły jej ukojnie, ich zapach przypominał jej długie, letnie wieczory.
Czternastoletnia Carolyn leżała w trawie na plecach w cieniu wielkiego domu. Zanurzyła dłonie w bardzo zaniedbanym trawniku powoli napawając się odgłosem cykania świerszczy oraz zapachem dymu papierosowego z sąsiedniego ogródka. Na ten swąd podniosła leniwie głowę i omiotła podwórko spojrzeniem, jednak nie mogła zobaczyć nic oprócz wysokich chaszczy, które zasłaniały jej całą perspektywę. Usiadła więc po turecku poprawiając swoją widoczność, jednocześnie będąc w ukryciu. Zdziwiła się faktem, że to od strony państwa Evansów dochodzi owy zapach. Wstała z trawy i od razu pewnie ruszyła w stronę wypielęgnowanego ogrodu z wysoką wierzbą. Dziewczyna przeskoczyła przez niski murek i przeszła przez ogród warzywny na tyłach domu. Nagle usłyszała głosy dobiegające zza wielkiego konaru drzewa. Nie zastanawiając się wiele ruszyła w tamtą stronę mijając małą fontannę, zwinnie przeskakując nad krzakami bazylii okalającymi wierzbę.
-Lils?-
zaczęła niepewnie dziewczyna rozglądając się dookoła.
-Carol!- usłyszała nad sobą wyraźną ulgę w głosie Lily. Spojrzała w górę by ujrzeć jej przyjaciółkę kurczowo trzymającą się konaru drzewa. Gałąź wyżej od niej siedział chudy chłopak z burzą brązowych loków i dołkami w policzkach, gdy na widok Carolyn uśmiechnął się. Dziewczyna szybko sprawdziła co ma na sobie. Poszarpana, krzywo obcięta by odsłonić brzuch bluzka z logiem The Beatles oraz dziurawe, jasne jeansy nie wydawały się wystarczająco kobiece, jednak chłopaka urzekły niesamowicie niebieskie tęczówki dziewczyny. Wpatrywał się w nią niemal nachalnie.
-Już do ciebie schodzę… poczekaj- powiedziała z zaciśniętymi zębami Lily. Jednak Carolyn nie zrozumiała, że dziewczynie zależy na tym by wyrwać się z obecności kuzyna i z uśmiechem odparła:
-Nie, spokojnie, idę do was.
Na te słowa Lily posłała przyjaciółce mordercze spojrzenie i nerwowo przygładziła swoją turkusową spódniczkę. Chłopak z uśmiechem obserwował jak Carolyn wspina się zwinnie po kolejnych gałęziach drzewa. Ta umiejętność została u niej perfekcyjnie opanowana i dziewczyna imponowała swoją szybkością. Wkrótce siedziała obok przerażonej wysokością Lily.
-Carol!- usłyszała nad sobą wyraźną ulgę w głosie Lily. Spojrzała w górę by ujrzeć jej przyjaciółkę kurczowo trzymającą się konaru drzewa. Gałąź wyżej od niej siedział chudy chłopak z burzą brązowych loków i dołkami w policzkach, gdy na widok Carolyn uśmiechnął się. Dziewczyna szybko sprawdziła co ma na sobie. Poszarpana, krzywo obcięta by odsłonić brzuch bluzka z logiem The Beatles oraz dziurawe, jasne jeansy nie wydawały się wystarczająco kobiece, jednak chłopaka urzekły niesamowicie niebieskie tęczówki dziewczyny. Wpatrywał się w nią niemal nachalnie.
-Już do ciebie schodzę… poczekaj- powiedziała z zaciśniętymi zębami Lily. Jednak Carolyn nie zrozumiała, że dziewczynie zależy na tym by wyrwać się z obecności kuzyna i z uśmiechem odparła:
-Nie, spokojnie, idę do was.
Na te słowa Lily posłała przyjaciółce mordercze spojrzenie i nerwowo przygładziła swoją turkusową spódniczkę. Chłopak z uśmiechem obserwował jak Carolyn wspina się zwinnie po kolejnych gałęziach drzewa. Ta umiejętność została u niej perfekcyjnie opanowana i dziewczyna imponowała swoją szybkością. Wkrótce siedziała obok przerażonej wysokością Lily.
Spojrzała na chłopaka ze zdziwieniem w oczach.
-Jak ją przekonałeś żeby tutaj weszła?
Ten obdarzył ją niezwykle chłopięcym uśmiechem i już miał jej odpowiedzieć, kiedy to Lily zabrała głos:
-Zmusił mnie. Szantażysta od siedmiu boleści.- warknęła w jego stronę. Widząc niezrozumiałą minę Carolyn dodała: - Uważa, że to ja wypiłam całą karafkę nalewki wiśniowej i może mu się przypadkiem wymsknąć podczas kolacji z rodzicami.
Chłopak przez moment miał niezdecydowaną minę, przez słowa, które powiedziała Lily na pewno nie zyskał w oczach nowej koleżanki. Później uśmiechnął się i zanurzył palce w bluzie bejsbolowej. Wyciągnął dłoń z wymiętą, małą paczką papierosów.
-Powiem jej wszystko jak nie weźmiesz jednego.- uśmiechnął się, tym razem nieco sadystycznie. Carolyn spojrzała ukosem na Lily. Dziewczyna zacisnęła usta w jedną kreskę i wpatrywała się w kuzyna uporczywie, jakby przez jej spojrzenie miał spaść z drzewa. Carolyn wiedziała, że Lily da się łatwo zmanipulować. Wiedziała też, że Lily zapewne nie wie, iż palenie papierosów ma swój specyficzny zapach, który na pewno wykryją jej rodzice. Dziewczyna nie chciała by jej przyjaciółka miała problemy w domu.
-Ja wezmę za nią, ale masz niczego nie mówić jej rodzicom, zrozumiałeś?- powiedziała oschle Carolyn sięgając po jednego, wymiętego papierosa. Lily spojrzała na nią ze zdziwieniem w oczach, które chwilę później zastąpiła ulga i podziękowanie. Carolyn nigdy nie dopuściłaby, żeby Lily coś się stało.
Carolyn siedziała na jednym z korytarzy spokojnie czytając podręcznik Zielarstwa. W długim holu nie widziała nikogo, dlatego wybrała to miejsce, z dala od ciekawskich spojrzeń. Opierała się o zimną szybę, w którą rytmicznie uderzały krople deszczu nadając cudowne cienie na czytaną przez Carolyn książkę. Powoli przetarła oczy, siedziała tam o wiele za długo. Rozprostowała nogi i zeskoczyła zwinnie z parapetu. Rozmasowała skronie; nadchodziła kolejna fala bólu głowy. Przeszła przez korytarz, a jej trampki nie wydawały żadnego dźwięku. Dziewczyna była zadowolona, że poruszała się tak cicho. Dzięki temu mogła usłyszeć, gdy ktoś będzie nadchodził i skryć się za jednym z posągów lub wąskich korytarzy. Było to dosyć dziecinne, lecz nie chciała by ktoś zepsuł jej melancholiczny humor.
Kiedy usłyszała w oddali głosy pogratulowała sobie umiejętności skradania się. Natychmiast przysiadła za posągiem podejrzanie wyglądającego goblina. Pewnie było widać skrawek jej swetra czy kawałek czarnych spodni, jednak pomnik stał w cieniu, a nie sądziła by ktokolwiek rozglądałby się po bokach, ponieważ na korytarzach panował przeraźliwy chłód i uczniowie najszybciej chcieli znaleźć się w ciepłych Pokojach Wspólnych. W kuckach wpatrywała się w spowity półmrokiem korytarz z cieniami igrających na ścianach kropel deszczu. Nagle zza wąskiego korytarza wyłoniły się cztery sylwetki. Dwie wyraźnie męskie, jedna przewyższająca towarzyszy oraz trzecia wyglądem przypominająca kartofla. Powoli osoby zbliżały do zakrętu, naprzeciw którego ukryta była Carolyn. Dziewczyna wychwyciła strzęp wyraźnie ożywionej rozmowy.
Kiedy usłyszała w oddali głosy pogratulowała sobie umiejętności skradania się. Natychmiast przysiadła za posągiem podejrzanie wyglądającego goblina. Pewnie było widać skrawek jej swetra czy kawałek czarnych spodni, jednak pomnik stał w cieniu, a nie sądziła by ktokolwiek rozglądałby się po bokach, ponieważ na korytarzach panował przeraźliwy chłód i uczniowie najszybciej chcieli znaleźć się w ciepłych Pokojach Wspólnych. W kuckach wpatrywała się w spowity półmrokiem korytarz z cieniami igrających na ścianach kropel deszczu. Nagle zza wąskiego korytarza wyłoniły się cztery sylwetki. Dwie wyraźnie męskie, jedna przewyższająca towarzyszy oraz trzecia wyglądem przypominająca kartofla. Powoli osoby zbliżały do zakrętu, naprzeciw którego ukryta była Carolyn. Dziewczyna wychwyciła strzęp wyraźnie ożywionej rozmowy.
-... zrobiłeś było głupie, Peter...
- A jak cię widziała to jeszcze bardziej...
- On podglądał dziewczynę, Łapo!
- I do tego na mojej miotle...
- Nie moja wina, że nie zasłoniły okien!
- Na mojej miotle!
- Twoja, nie powinieneś jej podglądać...
- Gdybyś ją widział to byś tak nie mówił, naprawdę.
- Peter!
- Szkoda, że nie pokazała więcej...
Tym razem Carolyn nie wytrzymała. Z rumieńcami zażenowania jak i złości wyszła zza posągu stawiając kilka metrów od grupy nastolatków. Najniższy z nich pisnął z zaskoczenia.
-Lumos.- mruknął jeden z chłopców i korytarz rozjaśnił się w niebieskawym blasku. Przed Carolyn stało czterech chłopaków, jednak ona nie miała czasu by im się przyjrzeć. Skupiła całą swoją uwagę na najniższym z nich, to był owy chłopak, którego widziała rano przez okno. Natychmiast wyciągnęła różdżkę zza paska przy spodniach i doskoczyła do blondyna. Ten zaskoczony nagłym poruszeniem upadł na kamienną posadzkę wpatrując się w wycelowaną w niego różdżkę. Carolyn pochyliła się nad nim wbijając różdżkę w jeden z jego podbródków. W jej oczach paliło się piekło.
-Jedyne co mogę ci pokazać to to, jak mocne rzucam zaklęcia.- warknęła na niego tak siarczyście, że chłopak aż syknął.- Albo jak mocno uderzam.
Towarzysze chłopaka byli tak zaskoczeni, że zamarli w pół ruchu.
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak plotkarskie są Krukonki. Może przypadkiem powiem, że dzisiaj jakiś otyły idiota z głupim wyrazem twarzy patrzył w nasze okno, co ty na to? A może wolisz, żebym dolała ci czegoś do soku dyniowego? - Carolyn wbiła tak mocno różdżkę, że chłopak aż jęknął z bólu.- Pewnie jesteś tak tępy, że nie zauważysz, że twój napój jest koloru czarnego.
Jeden z chłopaków zrozumiał, iż dziewczyna mówi o Wywarze Żywej Śmierci i otrząsnął się z szoku. Powoli podszedł do Carolyn i najdelikatniej jak tylko potrafił dotknął jej dłoni, w której dzierżyła różdżkę. Ta natychmiast spojrzała na niego zwężając niebezpiecznie oczy. Jednak chłopak nie dał się wystraszyć jej dzikiemu spojrzeniu, na które pewnie przeraziłoby się ponad tuzin ludzi. Nastolatek uśmiechnął się do niej lekko, co nieco zdziwiło dziewczynę. Czuła jakby przez jego palce dotykające jej dłoni przepływał pokład spokoju wzmacniany przez pogodne spojrzenie złotych tęczówek. Chłopak wplątał palce w jej dłoń, a Carolyn nadal wpatrywała się jak zahipnotyzowana w jego oczy. Nie mogła od nich oderwać wzroku, nawet wtedy, gdy chłopak powoli przechwycił jej różdżkę. Carolyn widziała w tych błyszczących bursztynach coś w swoim spojrzeniu. Coś bolesnego, cierpiące wspomnienie. Otrząsnęła się dopiero, kiedy chłopak zdjął dłoń z jej ręki. Wtedy przestała przyglądać się cudownym tęczówką chłopaka, cofnęła się o krok i ponownie drapieżnie spojrzała na pozostałych chłopców.
Ukryty w cieniu nastolatek miał zmierzwione, ciemne włosy i współgrające z nimi kawowe oczy ukryte za prostokątnymi okularami. Obok niego stał kruczowłosy chłopak o wyglądzie arystokraty. Świadczyły o tym nienagannie ułożone, może zbyt przydługie włosy i wystające kości policzkowe, które nadawały mu poważnego oblicza. Jednak gdyby spojrzeć w jego ciemne oczy ujrzałoby się nutkę figlarności czy rozbawienia.
Carolyn odsunęła się jeszcze bardziej od chłopaka o miłym wyglądzie, który tak na nią działał. Odezwała się zdziwiona swoim zimnym, bezlitosnym tonem:
-Następnym razem pilnujcie swojego kolegi.- Wyrwała swoją różdżkę z dłoni i po raz ostatni obdarzyła jadowitym spojrzeniem chłopców. Nastolatek o wyglądzie arystokraty wzdrygnął się, w przeciwieństwie do złotookiego. Ten patrzył na nią ze zrozumieniem inteligentnym wzrokiem.
Carolyn odwróciła się i z godnością zniknęła w ciemności zanim ponownie zapadła się w tęczówkach chłopaka.
- A jak cię widziała to jeszcze bardziej...
- On podglądał dziewczynę, Łapo!
- I do tego na mojej miotle...
- Nie moja wina, że nie zasłoniły okien!
- Na mojej miotle!
- Twoja, nie powinieneś jej podglądać...
- Gdybyś ją widział to byś tak nie mówił, naprawdę.
- Peter!
- Szkoda, że nie pokazała więcej...
Tym razem Carolyn nie wytrzymała. Z rumieńcami zażenowania jak i złości wyszła zza posągu stawiając kilka metrów od grupy nastolatków. Najniższy z nich pisnął z zaskoczenia.
-Lumos.- mruknął jeden z chłopców i korytarz rozjaśnił się w niebieskawym blasku. Przed Carolyn stało czterech chłopaków, jednak ona nie miała czasu by im się przyjrzeć. Skupiła całą swoją uwagę na najniższym z nich, to był owy chłopak, którego widziała rano przez okno. Natychmiast wyciągnęła różdżkę zza paska przy spodniach i doskoczyła do blondyna. Ten zaskoczony nagłym poruszeniem upadł na kamienną posadzkę wpatrując się w wycelowaną w niego różdżkę. Carolyn pochyliła się nad nim wbijając różdżkę w jeden z jego podbródków. W jej oczach paliło się piekło.
-Jedyne co mogę ci pokazać to to, jak mocne rzucam zaklęcia.- warknęła na niego tak siarczyście, że chłopak aż syknął.- Albo jak mocno uderzam.
Towarzysze chłopaka byli tak zaskoczeni, że zamarli w pół ruchu.
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak plotkarskie są Krukonki. Może przypadkiem powiem, że dzisiaj jakiś otyły idiota z głupim wyrazem twarzy patrzył w nasze okno, co ty na to? A może wolisz, żebym dolała ci czegoś do soku dyniowego? - Carolyn wbiła tak mocno różdżkę, że chłopak aż jęknął z bólu.- Pewnie jesteś tak tępy, że nie zauważysz, że twój napój jest koloru czarnego.
Jeden z chłopaków zrozumiał, iż dziewczyna mówi o Wywarze Żywej Śmierci i otrząsnął się z szoku. Powoli podszedł do Carolyn i najdelikatniej jak tylko potrafił dotknął jej dłoni, w której dzierżyła różdżkę. Ta natychmiast spojrzała na niego zwężając niebezpiecznie oczy. Jednak chłopak nie dał się wystraszyć jej dzikiemu spojrzeniu, na które pewnie przeraziłoby się ponad tuzin ludzi. Nastolatek uśmiechnął się do niej lekko, co nieco zdziwiło dziewczynę. Czuła jakby przez jego palce dotykające jej dłoni przepływał pokład spokoju wzmacniany przez pogodne spojrzenie złotych tęczówek. Chłopak wplątał palce w jej dłoń, a Carolyn nadal wpatrywała się jak zahipnotyzowana w jego oczy. Nie mogła od nich oderwać wzroku, nawet wtedy, gdy chłopak powoli przechwycił jej różdżkę. Carolyn widziała w tych błyszczących bursztynach coś w swoim spojrzeniu. Coś bolesnego, cierpiące wspomnienie. Otrząsnęła się dopiero, kiedy chłopak zdjął dłoń z jej ręki. Wtedy przestała przyglądać się cudownym tęczówką chłopaka, cofnęła się o krok i ponownie drapieżnie spojrzała na pozostałych chłopców.
Ukryty w cieniu nastolatek miał zmierzwione, ciemne włosy i współgrające z nimi kawowe oczy ukryte za prostokątnymi okularami. Obok niego stał kruczowłosy chłopak o wyglądzie arystokraty. Świadczyły o tym nienagannie ułożone, może zbyt przydługie włosy i wystające kości policzkowe, które nadawały mu poważnego oblicza. Jednak gdyby spojrzeć w jego ciemne oczy ujrzałoby się nutkę figlarności czy rozbawienia.
Carolyn odsunęła się jeszcze bardziej od chłopaka o miłym wyglądzie, który tak na nią działał. Odezwała się zdziwiona swoim zimnym, bezlitosnym tonem:
-Następnym razem pilnujcie swojego kolegi.- Wyrwała swoją różdżkę z dłoni i po raz ostatni obdarzyła jadowitym spojrzeniem chłopców. Nastolatek o wyglądzie arystokraty wzdrygnął się, w przeciwieństwie do złotookiego. Ten patrzył na nią ze zrozumieniem inteligentnym wzrokiem.
Carolyn odwróciła się i z godnością zniknęła w ciemności zanim ponownie zapadła się w tęczówkach chłopaka.
Witam!
OdpowiedzUsuńPowiem Ci tyle, honey...
Czemuż przestałaś pisać to opowiadanie?! Ono jest cudne! Co prawda, to tylko dwa rozdziały, ale wystarczyły, żeby kompletnie mnie oczarować. Masz lekki, przyjemny styl pisania, a każda linijka tekstu sprawiała, że chciałam więcej i więcej.
Podoba mi się postacie Carolyn i Lily.
Ich relacje są opisane w taki piękny sposób. Poza tym, mam wrażenie, iż Evans nie będzie w Twoim opowiadaniu wiecznie wydzierającą się z byle powodu dziewuchą, co mnie cieszy i raduje. Mam już dość tych wszystkich bloggowych Lily, ale Twojej nie. Zaintrygowałaś mnie nią. Jednak nie zapominajmy o Carol, równie ciekawej osóbce. Ma w sobie sporo tajemnic, może nawet mroku... tak, podoba mi się! Wiem, iż jest to krótki, mało wnoszący komentarz, ale jeśli dodasz nowy rozdział, spodziewaj się dłuższego! Ja Ci nie odpuszczę!
Mam nadzieję, iż kiedyś jeszcze wrócisz do tego opowiadania. Szkoda byłoby zmarnować tak wielki potencjał, naprawdę. Byłabym wdzięczna, gdybyś o swoim powrocie, poinformowała mnie na moim blogu. Możesz też poczytać, jeśli masz ochotę.
Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
Sophie Casterwill
skazane-na-zapomnienie.blogspot.com